Mamuszka wybrała się dziś na warsztaty chustonoszenia aż do Katowic (przypominam - autobus szał). Ostatnim posiłkiem była zupa paprykowa, którą wraz z synem z przyjemnością zjadła okolo godziny 15. Spotkanie miało być o 17, powrót do domu (wyszło w praniu) kilka minut po 21.
Mamuszka (jako, że matką karmiącą jest) zapakowała prowiant dla siebie i syna:
- plastry zielonego ogórka,
- kawałki papryki,
- prażone jabłko,
- całe jabłko,
- cały banan,
- kawałek bułki grahamki,
- woda.
Żarcie (że się tak wyrażę) zostawiłam w lodówce!
Dobrze, że o cyckach nie zapomniałam, bo byśmy wyglądali jak para zombie...
A gdy my bawiliśmy się z Misiem Kuleczką, tatuś nasz przygotowywał niespodziankę dla Mamuszki. Proszę.
Pyyycha, cudny mąż mój! Trafił w dziesiątkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!