czwartek, 21 listopada 2013

Aktywny tydzień STOP!




          
          Poniedziałek: wizyta u Aśkowa
          Wtorek: spotkanie z Misiem Kuleczką w Katowicach
          Środa: wizyta Kubiczkowa i odwiedziny cioteczki
          Czwartek: miałam się spotkać z Żelikowską i jeszcze jedną świeża mamą - koleżanką z klasy.


           Bardzo cieszyłam się na to spotkanie, sprawdziłam sobie autobus (a jakże!), przygotowałam plecak na wyjście, sparowałam skarpetki i zapowiedziałam, że kupię ciasto. Wszystko pięknie aż tu nagle...


          Ąte zaczął w nocy gorączkować, kaszleć (właściwie szczekać), płakać. Nosiłam go ja, nosił i Michał. Rano do lekarza. Zmieniam całkowicie zdanie o naszej pediatrze. To super babka, świetny człowiek, lekarz starszy pokoleniem ode mnie. Cóż z tego, że nie zna metody BLW, skoro podziała wszystkimi podziałkami, by leczyć dzieci, nie tylko mojego malucha. Dobra kobieta i przepraszam, że myślałam inaczej.


         Antuan ma zapalenie krtani. To wcale nie "nic takiego". Mam być pilna, obserwować, a jak zacznie się problem z oddechem - dzwonić na pogotowie, nie jechać. Mają oni do nas zawitać, dać zastrzyk dziecku i wrócić sobie (najlepiej bez naszego syna) do szpitala. Jeśli to my pojedziemy - musimy mieć skierowanie, czekanie, nie wiadomo co, przyjęcie, kilka dni na obserwacji, etc. Już to przerabiałam, dziękuję.


         Na łeb, na szyję wróciłam do domu. Chciałam jak najszybciej podać dziecku medykamenty. Drogie to to cholerstwo, ale szczęśliwie pamiętałam co mam w domu i tylko jedną rzecz M. dokupi po powrocie z pracy. Pani doktor znów pożyczyła nam nebulizator. Wlałam lekarstwo, podpięłam machinę i... dupa, zapomniałam, że prądu nie ma. Jak nie urok to sraczka. Nic w domu zrobić nie można, nawet kawy. Musiałam zapalniczkę kupić w drodze powrotnej z przychodni, żeby się jej napić (kawy, nie zapalniczki^^). Nawet teraz post ten piszę off-line.


          Pani doktor albo zmieniła poglądy, albo kiedyś się źle zrozumiałyśmy. Zasugerowała, że może mamy za ciepło w domu. No bo ja w krótkim rękawku mieszkam, a Antek bez bluzy. No a Michał to nawet w krótkich spodenkach. Przecież nasze kaloryfery pozakręcane są. Takie ciepełko mamy, bo blok nam zrobili - termocośtam (ocieplili). Mam wietrzyć mieszkanie, chodzić w sweterku, dziecko ma świeżością oddychać. No to będę wietrzyć jeszcze bardziej niż do tej pory, ale z drugiej strony znów zbyt zimno nie może być - Ąte większość czasu spędza na podłodze bez pieluchy, więc szkoda dupkę przeziębić. Ale dojdziemy do porozumienia.


          Śpi ten okruszek mój mały. Dzielny chłopczyk. Zabawne, kiedy jest zdrowy i dokazuje - wydaje mi się taki duży, samodzielny. Pięknie bawi się sam zabawkami, o trzy długości jest przed dwumiesięcznym Antałkiem, goni zaciekle za Miłkiem. A kiedy tylko choroba zawita w nasze progi, patrzę na tego ludzika jak na maleństwo, ssaka małego, bezbronne dziecię. Leżeć przy nim chcę i czuwać nad oddechem spokojnym. Takie to macierzyństwo ma różne soczewki w swych okularach - zmienia się na bieżąco obraz oglądany.


        Uciekam do synka mojego. Wcale mi nie żal spotkania dzisiejszego choć tak bardzo chciałam tam być. Chciałam poznać dwóch młodzieńców a tymczasem poprzyglądam się twarzyczce Antoniego, na którą spoglądam tysiąc razy dziennie i jeszcze milion razy w myślach. Ale, chłopaki, nie martwcie się, co się odwlecze, to nie uciecze! Ciotka Maryś Was jeszcze potarmosi!




           Edit: Nie wytrzymałam, zabrałam Antosza raz jeszcze do przychodni w celu zrobienia wziewów. Wróciłam do domu, a na moje 3. piętro wjechałam windą. Jest prąd!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!