piątek, 28 marca 2014

Instatydzień





           Obrazkowo. Niedużo. Same miłe wspomnienia.






Cloud B. Maaaaagiaaa!



Lokowanie produktów^^



 Chorobowo



Babeczka bananowa Hand Made by Majson



Nowe cudowności?



Łapunie najdroższe












środa, 26 marca 2014

Syneczku!




            Syneczku,

         bardzo chciałabym dla Ciebie tego, co najlepsze: abyś zawsze żył otoczony miłością, zrozumieniem, byś miał wokół siebie pełno bliskich ludzi. Chcę, żebyś wzrastał w kochającym Domu, żebyś czuł naszą miłość i wiedział, że zawsze możesz nam ufać.

         Jesteś dla nas najważniejszy i już zawsze będziesz stał na podeście naszych priorytetów! Dla Ciebie chcemy żyć, uśmiechać się, działać.

          Kochamy Cię nad wszystko i niewyobrażalnie jesteśmy szczęśliwi, że Cię mamy.

          Rośnij zdrowo nasz kochany Maluszku!



                                                                                          Mama i Tata






          Jaki wczoraj był piękny dzień! Wczoraj i przedwczoraj! Do tej pory buzują we mnie wspaniałe uczucia, uśmiecham się i przestać nie mogę!


          Jako, że Antuan chory i zastrzykami dostaje antybiotyk, nie mogliśmy świętować z bliskimi - byliśmy sami w domu. To nawet pięknie nam wyszło, bo zupełnie tak jak rok temu - byliśmy razem: mama, tata, i kończące pierwszy rok życia dziecko. Michał specjalnie z tej okazji wziął wolne. Ach, było cudnie. Od 16 wyłam jak bóbr! płakałam z miłości i szczęścia. Michał to wszystko sprowokował!


To tulipan, który dostałam w zeszłym roku na imieniny. Byłam zachwycona, ze Michał pamiętał




          A w tym roku czy pamiętał? A i owszem! Dostałam trzy róże: jedną z okazji imienin, a drugą i trzecią w podziękowaniu za urodzenie Antoniego (po jednej od Ąte i od Michała). Kochany, mój najwspanialszy Mąż!


Na stole okruszki po urodzinowej babeczce <3



          Jak Ąte pięknie zdmuchnął świeczkę! Nie uwierzylibyście! Mamy wspaniałe filmy z wczoraj jak Anteczek zdmuchnął swoją pierwszą świeczuszkę na babeczce, jak częstował tą babeczką swoich rodziców i jak dostał od nas prezent. Wspaniałe filmiki ku pamięci, będę oglądać milion razy.





          On taki duży już! Zupełnie inny niż... rok temu? To było rok temu? A wydaje mi się, że zawsze z nami był. Całe moje życie!


           Wczoraj podczas karmień czytałam stary mój blog. Pierwsze wpisy po porodzie. Jacyż my byliśmy szczęśliwi! Ile tam miłości i szczęścia! Ile zadowolenia! To był bardzo dobry pomysł z tym pisaniem. Jak pamiętnik rodzinny widziany oczami Mamuszki. Zaczytuję się wciąż i wciąż i uwierzyć nie mogę, że tak nam dobrze!



          Uciekam do Syneczka mojego, popatrzę sobie jak słodko śpi. Zakochuję się co chwila!





PS. Impreza urodzinowa będzie, a jakże! Niech no tylko Antuan wyzdrowieje - zrobimy przyjęcie na Porębie. I będzie tort, i jeszcze jedno dmuchanie świeczki, i znów prezenty, i miłość, i radość i nie wiem co jeszcze!





poniedziałek, 24 marca 2014

Retrospekcja. 12 miesięcy temu.




           Pamiętacie jak to w zeszłym roku, kiedy zostało 8 dni do planowanego terminu porodu, wybrałam się z Michałem na groby, a później do parku na Kazimierzu? I jak wróciliśmy z tego zimowego (!) spaceru i napisałam sobie, że wszystko fajnie i nic się nie dzieje? No jasne, że niektórzy pamiętają^^ A tych, których pamieć zawiodła, zapraszam tu: "8 -Ta ostatnia niedziela..."



            A pamiętacie ten wpis, z tego samego dnia: KLIK?






           Ależ się wtedy działo! Pamiętam jak mi wody zaczęły odchodzić, pamiętam minę Michała, moją radość i nasz spokój. I taniec pamiętam. Taniec przytulaniec ostatni bez Anteczka na zewnątrz.







           Ach i po drodze do szpitala jeszcze kebab, coby Michał nie zgłodniał i nie zasłabł podczas porodu. Porodu! Ja rodziłam rok temu! Mojego syneczka na świat sprowadziłam.









           Celebrować chcę te chwile teraz. Dziś wieczorem odtańczę z mężem zeszłoroczny taniec i będę czuwać nad Antonim całą noc. Będę patrzeć na jego buziuchnę i wspominać jak to było, jak za chwilę miał mi się ukazać po raz pierwszy. Będę wspominać mój pląs na piłce porodowej, moje skurcze i cały piękny mechanizm tego cudu.
           Będę się dziwić, że czas tak szybko odlicza każdy dzień, że moje dziecko tak doskonale rośnie. Będę płakać w naszym łóżku ze szczęścia tak jak pierwszej nocy kiedy przywieźliśmy nasz skarb największy do domu. Będę szlochać głośno i uśmiechać się z miłości.






           Dziś jest wigilia narodzin mojego Antuana. Dziś obchodzę wielkie święto, raduję się wielce.









           Kocham tę okruszynę i każdy dzień, który mamy za sobą. Każde karmienie, każde przytulanie, każdy całus, każdusieńki uśmiech i wszystkie momenty kiedy wyciągał do mnie łapki. Kocham jego oczka i nosek, kocham włoski i wszystko co jego. Mój Maluszek co był taki malutki, a teraz już taki duży.



             I rodzi się na nowo, każdego dnia miłość do mojego Syna. Z każdym dniem silniejsza, mocniejsza, pełniejsza, a wciąż ta sama - bez dna i bez końca. Moje dzieło najukochańsze. W moich żyłach płynie miłość i szaleństwo. Antek, Antek, zawróciłeś mi w głowie.


           Boże i dziś również dziękuję Ci za moje dziecko. Cuda sprawiasz, cuda!








piątek, 21 marca 2014

Instatydzień




          Miało nie być, bo wielki smutek, ale będzie, bo muszę być twarda. Z resztą nie chcę pamiętać o smutkach, a jak kiedyś wrócę na tę stronę, to chcę przypomnieć sobie udane chwile z minionego tygodnia.


         Tyle przedsłowia, teraz obrazki.




























wtorek, 18 marca 2014

Miłość mnie rozrywa!




           Sięgnęłam do przeszłości, poleciłam rok wstecz. Naczytałam się siebie jak to było jak jeszcze mojego dziecka nie było w naszych ramionach, jak czekaliśmy na spotkanie z nim, jak wyobrażałam sobie moje macierzyństwo i wszystko, wszystko inne.








            Ludzie złoci, jaka ja byłam szczęśliwa! Jak ja przeżywałam każdy moment, każdy jego ruch, każdą naszą decyzję. Sobie głupiutka gdybałam o porodzie (odważna byłam, nie ma co!), o karmieniu, o wielopieluchowaniu czy chustonoszeniu. Wyobrażałam sobie mojego syna, nazywałam go Bobasem/Tośkiem.


          A teraz?



         Ludzie kochani, jaka ja jestem szczęśliwa! Jak ja przeżywam każdy moment, każdą jego nową umiejętność, każdą naszą decyzję. Patrząc na śpiące dziecię nasze wracam niemal co noc do porodu (och, endorfiny wtedy produkuję!), karmię z przyjemnością, pieluchy to proza dnia a w chustonoszeniu jestem rozkochana jak w kp. Podziwiam nasze dzieło, patrzę na rączki, buziunię, stópcie, dupcię, oczątka moje śliczne. Nazywam go Antuanem, Misiem-Żabką, Antonim.



          100% zadowolenia. Czyż mogę narzekać? Czy mogę mu nie wybaczyć samochodowych histerii? Czy powinnam wbrew jego opinii (jego opinii!) kazać przytulać osoby, których przytulać nie chce? Czy mam go mniej tulić? Nie nosić? Zadecydować kiedy nie dam piersi?


        O nie! Nie mogę - przecież współgramy, jesteśmy drużyną. Głupiutka byłam myśląc, że symbioza kończy się z dniem porodu. Zmienia się, więź jest wtedy inna, ale symbioza sama w sobie dalej trwa - potrzebujemy się nawzajem. Mało tego. Nam potrzebny jest jeszcze tata. Na początku więź jest mocno fizyczno-psychiczna, później trochę mniej, jeszcze później pewnie przyjdzie nam być blisko wyłącznie psychicznie, bo Ąte nastolatek może nie będzie chciał tulić się do rodziców, ale wierzę, że długo, długo, długo będziemy trwać w symbiozie (zdrowej!) polegającej na bliskości psychicznej.


          Chcę by mój syn zawsze wiedział, że może na mnie liczyć, żeby czuł, że go kocham, że jestem, że na każdą jego prośbę o pomoc przybiegnę. Chcę ja móc liczyć na niego, chcę zasięgać opinii u niego, chcę przeglądać się w jego oczach tak jak teraz. Hmmm... Odbiegam od tego co chciałam napisać, ale to też ważne!



          W każdym razie - za chwilę minie rok odkąd zdarzył się nasz prywatny cud. 12 miesięcy temu miałam zrobiony profesjonalny pedicure - to był znak, że czuję się gotowa na rozwiązanie^^. W komodzie czekały świeżo wyprane ubranka, pieluchy. Pełno było oczekiwania, miłości, ciekawości. Rosło w nas podniecenie, a ja cieszyłam się ostatnimi chwilami pięknej (wspanialej!) ciąży.









          Patrzę teraz na Ąte, który kombinuje coś z pilotem... Czy ten post jest o moim małym Bobasie? Czy to o nim piszę? W głowie mam żółtego jeszcze od bilirubiny noworodka a przede mną stoi chodzący już chłopczyk. Jak to wszystko się zmienia! Tylko miłość ma jest niezmienna i szczęście i radość!






sobota, 15 marca 2014

Instatydzień




          Już, już spieszę z wczorajszą migawką. Proszę, proszę:


Biblioteka party!



Karolino, załącznik Ci wysyłam!

Antyantuanowe zamknięcie - 100% zabezpieczenie^^

Chodząca rodzina!

Spacer z 3A

Pierwsza eksploatacja placu zabaw - Syberka



Mała dziewczyneczka o pięknym imieniu

Moja pierwsza chińszczyzna o smaku chińszczyzny!

Bracia

Miły Szu przed autobusem





            Może już niedługo zacznę pisać a nie tylko "obrazkować". Dziękuję za piękne słowa wsparcia! Dodają otuchy, jesteście niezawodne!









czwartek, 13 marca 2014

Między jednym zdjęciem a drugim





            Tak mi dobrze idzie dodawanie postów ze zdjęciami, że chyba się nie zatrzymam i wytrwam w postanowieniu! To piękna pamiątka będzie dla nas, z miłością będę wracać w te piątkowe zapiski^^



           Jednak nie jest tak kolorowo jak bym chciała, stąd też niechęć do wypowiedzi. Próbuję skupić się na czymś co nie chce mnie zadręczyć i pomimo problemów chadzam, spotykam się, śmieję w głos przy dziecku. Ale w domu, zwłaszcza nocą - głowę mi rozrywa.






         Mam w koło kilka osób, które podnoszą mnie na duchu, Boże jak to miło, że pytają, śledzą, trzymają kciuki. Jest też i taka osoba, która rozwyła się płaczem wielkim i próbowała tłumić łzy - nie wyszło. W tej chorej i nie znanej mi do tej pory sytuacji chciałam tę osobę pocieszyć, ale... to nie ona pocieszenia potrzebuje a tamta inna przecież! Niemniej miło i ciepło na sercu mi się zrobiło, że podobnie jak ja przeżywa ten horror. Czasem chyba dobrze popłakać razem, szkoda tylko, że my dwie mogłybyśmy razem popłakać, bo tej głównej osobie boję się zaproponować taką rozrywkę.



          Tak mi ciężko na sercu. Ciężko bardzo. Nie wiem już sama co myśleć i o czym myśleć. To, choć nie moja, jest moja sprawa nr 1 i nawet urodziny Antuana czy becikowe, na które już prawie nie mam czasu nie są ważne. A przecież jeszcze Uniwersytet, z którego odpowiada echo (ku radości rosnącej w moim umyśle i ciele prokrastynacji...), fatalne sprawy w moim rodzinnym domu (mam go ja tak właściwe!?), góra prasowania, posty do napisania i codzienne inne sprawunki do załatwienia. A! Jeszcze najważniejsze! Ciąża! Tak, moja ciąża! Nie ma jej, Bobas nie chce teraz do nas przyjść. Siedzi sobie na chmurzastej gałązce wysoko w obłokach i patrzy na Mamuszkę i Tateja ("Tatej" szeptem - wyjaśnienie innym razem) i stwierdza to jeszcze-nie-nasze Maleństwo, że chce tych rodziców, ale nie takich smutnych i czeka sobie drogi nam (tak! już teraz!) Maluszek na lepsze czasy. A mi serce smutnieje z każdym cyklem.


           Na szczęście siły i energię zebrałam, do pracy się wybrałam i załatwiłam to co było trzeba. Po urlopie macierzyńskim przysługuje mi urlop zaległy, urlop na 2014 rok plus dwa dni opieki na zdrowe dziecię - razem 31 dni co daje mi wolne do 16 maja. Hura! To bardzo długo, bardzo mnie cieszy! A potem? Moi kochani, Mamuszka wybiera się na urlop wychowawczy, bo innego rozwiązania nie widzi. Wytłumaczę się przy okazji (albo i nie).



          Siedzę i marudzę, bo Antuan śpi, biedactwo moje, zdjęty gorączką. Chyba ząbkuje, ale nie wiem na stówę, bo pierwszy raz taka sytuacja. Taka sytuacja (głosem pani Barbary).



Antuan z Tatejem i babcią Zosią.



         Przeżywam to co teraz się dzieje i to co było rok temu, pamiętacie? Pachniało wiosną i chciałam mieć Antoniego już przy sobie. Jeszcze nie wiedziałam jak to jest przytulać swoje dzieło, dzieciątko malutkie. A teraz już wiem, taka mądra jestem! Zleciało to! Rozmyślam i tyle pięknych słów ciśnie mi się pod palce, chciałabym wszystko zapisać w roboczym poście, żeby opublikować we wtorek 25 marca o 8 rano, żeby wszyscy składali Anteczkowi życzenia, cieszyli się z nami, posyłali uściski, buziole i takie tam, ale... ale przypomina mi się sprawa z początku tego wpisu i nie mogę wystukać słowa.



          Boże Sprawiedliwy...




          Zadufana jestem w sobie i zwrócę się do Was, bo wiem (dufam: duf! duf!), że mnie czytacie. Trzymajcie kciuki, pomódlcie się, wyślijcie fluidy, prądy czy co tam. Mam nadzieję, że Bóg nie będzie się śmiał:
"Boże, proszę Cię, załatw tę sprawę, o której nic nie wiem, ale Mamuszki to jest sprawa, a ona chce by było dobrze dla niej, a raczej dla tej innej osoby, ale ja nie wiem kto to jest, ale Mamuszka mnie poprosiła, więc się modlę..."



PS. Zawsze między 19:15 a 20:00 na chwilę po zaśnięciu cudu mojego malutkiego czytam Wasze blogi. Jestem na bieżąco, rzadko zostawiam komentarz, ale czytam. I tęsknię trochę do tych moich niewidzialnych koleżanek. Na szczęście niektóre są widzialne^^ A niektóre to nawet moja siostra jest.


Ahoj!





piątek, 7 marca 2014

Instatydzień




          Przy piątku zapraszam!



 Stópcie poszczepienne

A ku ku! Sam to wszystko uczynił!





Babcia Zosia na spacerze

Król ciągle żyje^^

W tym miejscu pozdrawiamy wujka Arka:*

I wujka Kamila też^^













Chustopowrót autobusem