wtorek, 9 września 2014

Pierwsza noc Ąte bez mamy




             Tak to sobie wykombinowaliśmy, że trzeba zorganizować pomoc do opieki nad Antuanem kiedy my 20 września wybierzemy się na ślub i wesele mojej cioteczki. Wybór był prosty, pytanie tylko czy wybrana przez nas osoba (cała ich rodzina!) zechcą na nasz pomysł przystać?





             Ewcia i Robert (brat Michała - chrzestny Antka i jego żona) nawet się ucieszyli! Ewcia od razu pomyślała o "adaptacji" Antka, wszak nigdy jeszcze nie spędził nocy bez mamy!


          Plan był taki, żeby na jedną próbną noc Antuan ma pojechał do nich, w razie potrzeby my w nocy moglibyśmy go odebrać - w takiej sytuacji wiadomo by było, że na weselną noc nie zostanie po raz drugi u cioci, tylko ciocia pojedzie z nami i będzie czuwać nad jego snem w pokoju zajazdu - tam gdzie będzie wesele. Jeśli wszystko będzie w porządku - 20 września zrobimy powtórkę już ze spokojną głową i spokojnym sercem.


          Próbna noc była z piątku na sobotę. Wiele spraw sprzeciwiało się naszym planom, ale byliśmy nieugięci. Na drodze stanęła nam moja choroba - kończę zapalenie gardła, niespokojny dzień Antkowy bez drzemki, moje poirytowanie, godzinne opóźnienie w wyjściu z domu (Anton jednak postanowił zasnąć^^). Dodać do tego moją/naszą niepewność, Antek miał niezbyt dobry dzień, byłam dla niego okropna, to nie wpływało dobrze na moją wizję zostawienia go na pierwszą noc bez rodziców.


          Postanowiliśmy - jeśli będzie tęsknił, płakał i będzie potrzeba - przyjedziemy po niego choćby za pół godziny czy o czwartej nad ranem, albo nie zostawimy go tam wcale, to proste.



          Przyjechaliśmy zaraz po drzemce Antkowej, wszyscy byli ucieszeni, Antuan w dobrym, na całe szczęście, humorze pobiegł do dzieci. Wszystko Ewci wytłumaczyłam: co i jak, co z pieluchami, co lubi, jakie rytuały, czym się nie przejmować i kiedy dzwonić ("Ale, Ewa, masz dzwonić jakby co!"^^). Pokazałam wszystko co było w torbie, wypiłam herbatę i nadszedł czas pożegnania.


          I tutaj na chwilę przystaniemy... Od dnia poprzedniego mówiłam mojemu siedemnastomiesięcznemu dziecku, że pojedzie na noc do cioci i wujka, że rodzice wyjdą bez niego, że przyjedziemy następnego dnia i razem zjemy obiad. Opowiadałam co spakuję mu do torby, że będzie miał swoją lampkę, kołderkę i że wszyscy będziemy za sobą tęsknić. Pojęcia nie mam ile jego móżdżek przyswoił informacji, ile z tego zrozumiał i co sobie wyobraził, ale spełniłam swoje oczekiwania: "porozmawiałam z nim o tym" - mnie też było przez to lżej na sercu.
           Miałam ogromną nadzieję, że moje "rozpieszczone przez noszenie i karmienie piersią dziecko", które ma ze mną i z tatą swoim doskonałą więź nie będzie płakało, zrozumie, da nam dzióba  i zrobi "papa". Przecież po to jesteśmy bliskimi rodzicami, żeby Antek miał poczucie bezpieczeństwa i wiedział, że jak wychodzimy, to zawsze wrócimy, zawsze tęsknimy i zawsze go kochamy.
          Nadzieja owszem była we mnie, ale zaraz obok strach - nie, nie o to, że Ąte zacznie płakać, jęczeć i nas nie wypuści - w takiej sytuacji albo zostalibyśmy dłużej albo zrezygnowalibyśmy całkowicie z próby. Bałam się o siebie. O to, że jeśli mój mały chłopiec po męsku zniesie pożegnanie, to ja się rozkleję i poczuję zazdrosna, zastąpiona, niepotrzebna. Okropne myśli!

           Nic takiego nie miało miejsca, bo jako bliski rodzic wiem, że dając dziecku miłość, zaufanie i bezgraniczne poczucie bezpieczeństwa, ono oddaje mi to samo. To samo!


- Syneczku, rodzice wychodzą. Pożegnasz nas? - zapytałam kierując się do wyjścia. Myślałam, że może podbiegnie do nas, uściska, spojrzy smutno (haha, ma 17 miesięcy!) czy co tam. Nic z tych rzeczy!
- Paaa! - Pomachał łapką do mnie. - Paaa! - I do taty.

          Spojrzeliśmy na siebie pełni dumy, skinęliśmy głowami na znak, że obejdzie się bez przytulania i wyszliśmy. Normalnie: podeszliśmy do drzwi, zeszliśmy na dół, założyliśmy buty i już nas nie było! A moje obawy? Phy! Duma we mnie urosła! Dowód mam nr jeden, że szanowny pan Sears wie co mówi! Pięknie!


          Pojechaliśmy do Katowic, kto ciekawy jak było, zapraszam tutaj. W kinie co chwila zerkałam na telefon - czy aby na pewno Ewa nie potrzebuje pomocy. Poza tym, co chyba nie będzie dziwne, po prostu tęskniłam i choć film mnie zajął, byłam myślami przy synku. Po seansie rozmawiałam telefonicznie z Ewcią, opowiedziała mi co było.

            Antuan zjadł kolację, kąpał się w kolorowej wodzie, bawił się z kuzynostwem i był spokojny dopóki dzieci nie poszły spać. Zrobił się senny i chciał przytulić się do cioci. Tęsknił za moją piersią i "obraził się", że ten biust to nie ten, którego on potrzebuje. Na pomoc przyszedł brat Michała, do którego Antek chętnie poszedł na ręce - uspokoił się i zasnął. Cóż, jak nie ma mleczka, to i niech piersi nie ma! Co za logika^^.


         My, ciągle zerkając z niedowierzaniem na zegarek, wybraliśmy się dalej w miasto, a potem do domu. A w domu smutno bez dziecka. Bez jego czuprynki i wyciągniętych łapek.


          [edit] W tym czasie Antoni spał spokojnie całą noc. W umowie było, że znajdzie miejsce między ciocią a wujkiem w ich sypialnianym łożu, ale Ewcia zadecydowała, zgodnie z tym co jej wcześniej opowiadałam, że skoro zasnął na kanapie i tam smacznie śni - nie będzie go przenosić. Antek będąc sam śpi głębiej, w nocy kiedy jest blisko mnie domaga się bycia jeszcze bliżej, częściej się przebudza, chce wody lub piersi. Czasem bez pardonu izolowałam go od siebie poduchą, szłam spać w nogi czy na kanapę (lub jego na kanapę eksmitowałam)^^. W każdym razie - Antoni "w gościach" spał sam, jak zwykle odkryty, obudził się o 6:40 czyli zaledwie chwilę wcześniej niż zwykł to robić w domu, był wesoły i głodny. [koniec editi;)]



         Obudziliśmy się w wyśmienitych humorach. Zaraz po powrocie M. z pracy pojechaliśmy po Antona. W drodze znów naszły mnie nadzieja i obawa:
Nadzieja, że syn zerknie na nas, uśmiechnie się, ale nie przerwie zabawy. Nadzieja, że nie rzuci się na nas z lamentem "jak mogliście mnie zostawić, długo na Was czekałem, chodźmy już do domu". To byłby dowód nr 2, że Antoni nam ufa i więź między nami jest głęboka i wyjątkowa.
Obawa, że będę płakać, bo się nawet nie ucieszy z naszego przyjazdu.


          Zastaliśmy Antka skaczącego na trampolinie. Zauważywszy nas podbiegł z uśmiechem do siatki, dał całuska i zaczął skakać dalej. Dopiero później wyprzytulał się z nami, ale po chwili znów biegał z dziećmi. O piersi nawet nie wspomniał - dopiero do drzemki przytulił się i ssał.






          Byłam oczarowana "dojrzałością" synka. Zachowywał się jakby to nie był jego pierwszy raz, był radosny i spokojny. Dopiero nocą "odbił sobie" naszą rozłąkę - przebudzał się i domagał piersi. Z całą dumą i radością jakie mnie ogarnęły cieszyłam się, że jednak odczuł ten brak, że musiał się "doładować", "nasiąknąć" mną. Jestem  bardzo szczęśliwa, że wszystko tak wyszło. Mało tego, czuję i wiem, że oboje jesteśmy gotowi na takie rozłąki, na pewno na to wesele i nawet, być może, na żłobek!




14 komentarzy:

  1. Nic więcej napisać nie mogę jak tylko- jesteś bardzo mądrą kobietą! Antek ma szczęście, że ma taką mądrą mamę. P.S. budził się Antuan w nocy u cioci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana! Ty zawsze połechczesz moje mamoego;) :***

      Nie, nie! Nie napisałam! Nie obudził się ani razu, wstał o 6:40 (przeciętnie jak zwykle - odrobinę wcześniej)

      Usuń
    2. Ja po prostu piszę prawdę i tylko prawdę :). A o pobudki w nocy pytam bo jak Krzysiek byl sam z Maciejem to obudził się raz, ale Maciej dał mu wodę i poszedł spać dalej. Zastanawiam się przez to jakby było gdyby został np z babcią. Czy też bez problemu, bo kiedy ja jestem w domu nie ma mowy żeby zasnął z powrotem bez piersi.

      Usuń
    3. Edytowałam post;)

      Szukałam czegoś więcej o Twoim weekendzie, ale nie znalazłam. Tylko krótkie wspomnienie na fb. Przeoczyłam czy nie pisałaś?

      Koleżanka zostawiła synka nieco ponadrocznego ze swoją mamą na dwa dni! Dali radę, obyło się bez histerii. Spróbujcie, może i u Was będzie bez problemu.

      Antek u cioci płakał jak przez przypadek dotknął jej piersi. Z wujkiem nie było takiego problemu;)

      I jeszcze raz dziękuję:*

      Usuń
    4. Nic nie pisałam o tamtym weekendzie, w sumie sama nie wiem dlaczego ;). Może jeszcze coś naskrobię. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. myślę że możecie być dumni z Antka zresztą na pewno jesteście :) wiele dzieci nie potrafi się rozłączyć z rodzicami a jak widać Antek jest dużym chłopcem i tylko się cieszyć że mu się udało :)
    zapraszam do siebie bo w ostatnim poście mam dylemat i proszę o opinie :)
    http://mlodamamma.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. RB w praktyce:) Dobrze wiedzieć, że działa:)
    U nas pierwsze wieczorno-imprezowe bezdzietne dorosłe wyjście rodziców w najbliższą sobotę:) Mam nadzieję, że również przebiegnie gładko, mimo iż moich tłumaczeń może nie zrozumieć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki! A nie wiesz, nie wiesz, może coś zrozumie;) Bawcie się dobrze, to już niedługo:D

      Usuń
  4. Bo matki zawsze bardziej przeżywają ;). Zuch Antek i zuch mama.

    Mam jeszcze prośbę. Dotąd motałam Jaśka w jedno jedyne motanie które mi poleciła doradczyni jak miał 6 tygodni. Ale ono jest już niewygodne dla nas obojga. Chętnie bym spróbowała na plecha czy na biodrze. Masz może jakieś sprawdzone miejsce w sieci gdzie się można podszkolić? Tutorial na youtube albo coś podobnego?

    Dziękuję i ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak urósł ten mały Antuan! i jaki dojrzały, jak sobie świetnie poradził! podoba mi się Twoje podejście do macierzyństwa - takie empatyczne, intuicyjne - dobre :) Mam nadzieję, że u Truskaweczki wszystko jak najpiękniej :) Pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  6. No i super :) Tylko się zastanawiam czy jesteś spokojniejsza, czy i tak będziesz panikowała 20 ;) Pozdrowienia dla całej Rodzinki

    OdpowiedzUsuń
  7. A pamiętasz jak Matka Kubiczkowa w listopadzie zostawiła pod najlepszą opieką Małego Szu i Zosieńkę i poleciała do męża na 5 dni? (z podróżą 7)?
    Teraz jak o tym myślę to aż niemożliwe! Miłoszek miał wtedy 18 miesięcy. Nigdy nie zapomnę jakim brakiem zainteresowania mnie obdarzył i tym czymś dziwnym...

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja to chyba miętka jestem... Bo nie zostawiłabym Młodej na noc - no chyba, że bym w szpitalu wylądowała albo praca by mnie do tego zmusiła. Jakoś nie mogę się do tego przemóc. Z trwogą czytam, ale i zazdrością ;).

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!