piątek, 20 września 2013

Zima, zima, zima, pada, pada...




[wpis przeniesiony ze starego adresu]





            Tak już tęskno mi do zimy! Wczoraj byliśmy z meniem na spacerze i tak sobie właśnie rozmawialiśmy o niej.


           Ach, żeby tak spadł już ten śnieg, przykrył ulice (i smutki moje). Zimą już niczym nie będę się martwić, no niczym. Będę spokojna i uśmiechnięta, już nie "zmarnieję" jakby to babciusia powiedziała. O matko. A wrzesień to mój ulubiony miesiąc, szkoda tylko, że w pełni nie mogę się cieszyć.


          Historia powtarza się po raz setny, ale tym razem czuję realne zagrożenie. Wszystko będę musiała poprzesuwać na tej uczelni, nie wiem nawet czy to się tak da. Ech, nie lubię.

           Z Nowym Rokiem postaram się przykleić do akcji Żelikowskiej -  baner dumnie przyklejony z lewej strony mojego blogu - "Walka o siebie". 




          Ale hola, hola, nie jest aż tak źle! Tzn jest, naprawdę, ale mam jeszcze inne płaszczyzny życia^^ Np. w przyszłym tygodniu przyleci do mnie nowa chusta! Leo Marine 4,1 m, 100% bawełny. W pięknym granatowym kolorze. Nie pasiak. Ach, cudnie! Taki prezent sobie robię, a co!


           W niedzielę robię najazd na Kubiczkowo, muszę mebelki pooglądać. Niech też ciasto na mnie czeka. 



          No ale co z tą zimą. No. Zamykam oczy i widzę ten prószący śnieg za oknem. Michał Buble z głośników, ogień na stoliku, pomarańcze, mleko z cynamonem, moje ukochane czerwone kubeczki i Antuan pewnie już raczkujący. Spokój i cisza, melancholia, mąż grzejący stópki. 

          



           Tak niewiele a tak dużo. No taki jakiś mam zły czas. I sobie z rana (około 3:30 - Anteczek obudził mnie na siku^^) popłakałam, bo siostra moja cieszy się, że matką jest. O ja też się cieszę.



          I weź człowieku bądź mądry. Gadam jakieś głupoty. Chciałabym, żeby był już następny tydzień, no cóż, porażka mnie nie ominie, ale już chciałabym mieć to za sobą (może wcale nie pojadę?...). No i spotkam się z paroma osobami, bo poprzestawiałam umówione "randki" na inny czas. Porobię zdjęcia, pokażę "światu" pieluszkę i bluzkę (bluzka już noszona, jest mega!) Ech, no już, czasie, przyspiesz trochę...




          Jak to było? Coś z głową i popiołem... Tak przyznaję się, mea culpa.

          To nic nie zmieni. Czarna dupa i tyle. Dobrze, że mam swoje własne, osobiste, moje, mojuteńkie, najmojsze, prywatne słoneczko, które właśnie chrapie zatkanym noskiem w pokoju obok.





          I jeszcze jedno. Pozdrawiam koleżankę, która wczoraj jednym sms poprawiła mi humor. Otrzepałam się przy robieniu obiadu (i popłakałam sobie ze szczęścia i radości - nie byłabym sobą...) i przestawiłam myślenie z uczelni na Dom. Dzięki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!