wtorek, 22 kwietnia 2014

I po Wielkiej Nocy!




          To były, bez wątpienia, moje najweselsze Święta Wielkanocne!





         Pomimo chorób, które nas nawiedziły, cieszyliśmy się sobą, chodziliśmy na spacery, uciekaliśmy przed burzą, zajadaliśmy pyszne (z pewnością - ale do końca nie wiem,  nie czuję jeszcze...) ciasta. Upiekłam pierwszy raz mazurka, zapomnieliśmy, że na żurek mieliśmy specjalny chlebek kupiony, a w poniedziałek udało mi się pierwszej schlapać Michała przy radosnym pisku Antka.



          Niedziela w domu, poniedziałek na działce - rozpoczęliśmy sezon grillowy. Mam nadzieję, że całodzienne hasanie po dworze nie wyjdzie Ąte bokiem.


           W sobotę moi chłopcy poszli święcić jedzenie, bo ja niedomogłam, a wichura za oknem wcale nie napawała mnie optymizmem. W ten dzień zajęliśmy z meniem kuchnię i robiliśmy pyszności. Mało, bo mało, ale zawsze^^.








            W niedzielę (to nowość dla nas) stołowaliśmy się przy stole z obrusem i ku mojemu zdziwieniu - Antek nie był zainteresowany ściąganiem wszystkiego z góry. No cóż, miał ciekawsze zajęcie... wcierał namiętnie, oj jak bardzo namiętnie, jajko (poświęcone, rzecz jasna) w dywan. "Słodki maluszek", yyyhmmm^^. Ku pamięci dodam, że jak szalony domagał się widelca przed rozpoczęciem jedzenia. Zatem dostał owy widelec i... zaczął paluszkami wcinać (wciągać, dosłownie!) sałatkę. A potem dokładkę. A kolejną (chcianą dokładkę) malowniczo wkomponował w dywan (symetrycznie do jajka). A potem jeszcze miliardy klocków na tym dywanie były i tyleżsamo książeczek. A my na spokojnie oglądaliśmy białe niedźwiedzie popijając przy tym czarną kawę. A potem długi spacer na groby, na plac zabaw, chwila z moim bratem i już wieczór się zrobił.









          W poniedziałek z rana zebraliśmy się na działkę - to był świetny pomysł. Antek dokazywał cały dzień! Jaki on był radosny! Chodził i chodził, i chodził. Przekładał kamyki z podjazdu, próbował jak smakują. Bujał się na huśtawce i hamaku. Bawił się piłką i wesoło dopingował nas kiedy odbijaliśmy. Sam (!) odpychał się na szczycie zjeżdżalni, żeby wpaść Michałowi w ramiona. Zjadał ze stołu za trzech i domagał się picia. Jadł piersi grillowane, pomidory, fasolę, buraki, chleb, zupę chrzanową z jajkiem i wszystko inne na co miał ochotę. Spał w plecaku. Jak cudownie spędzać święta ze swoim dzieckiem!






Związani na zawsze <3





            Ja w tym czasie trochę odpoczęłam, nabyłam się z nimi. Na chwilę zapomniałam o smutkach, śmiałam się często i dużo. Zrozumiałam, że święta nie są tylko od siedzenia przy stole, choćby w najmilszym towarzystwie. Święta to czas, kiedy obok przeżyć religijnych, należy zrobić coś dla siebie - należy pozytywnie naładować swoje akumulatory. W zależności co kto lubi. Ja lubię Michała i Antoniego. I myśli o nowym dziecku.











8 komentarzy:

  1. Życzę Wam moi Kochani samych takich świąt i radości i uśmiechu :*
    Piękne to święta były sądząc po pięknych zdjęciach.
    Buziaki dla Antoniego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Siostrzyczko:*

      Wiem, że i u Was było pięknie:)

      Usuń
  2. no szalenstwo, tyle jedzenia, ale kamyka i tak trzeba sprobowac :)) pieekne swieta kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Michał mówi, że wszystkie dzieci z rodziny szaleją na punkcie tych kamyków i teraz przyszła nasza kolej na sprzątanie i pilnowanie;)

      Usuń
  3. takie święta na świeżym powietrzu to super sprawa.Można trochę się poruszać i spalić te wszystkie pyszności.No ale Ty nie musisz przecież ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już każde święta chcę tak spędzać! I zdradzę sekret, że muszę, muszę spalać - bez ruchu to nie byłoby jak jest. Dzięki Bogu kocham chustonosić, a to zawsze dodatkowe 12 kg do noszenia:D Więc spalam z przyjemnością:D

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!