sobota, 3 stycznia 2015

Poród mój - nastawiam się




           Weszłam pod prysznic. Zmoczyłam zmęczone ciało, usiadłam po turecku i pozwoliłam wodzie płynąć po włosach, głowie, placach, piersiach. Gorąca była. Zamknęłam oczy i oddałam się swojemu wnętrzu. To moja chwila relaksu, teraz kiedy zbliża się godzina naszego z córką święta, chcąc zbierać siły powoli je tracę. Jestem przeziębiona, ganiam za Antkiem (a czasem nie). Czuję frustrację. Muszę się wyluzować, przestawić. Znaleźć moc.


          Pod wodospadem wody rozmyślam o zbliżającym się procesie. O moim spotkaniu z córką, o porzuceniu teorii i rozpoczęciu praktyki. Kabina prysznicowa nie jest już tylko miejscem kąpieli. Jest moją przestrzenią, w której czuję się w pełni wolna, aczkolwiek zamknięta od zabieganego świata i bezpieczna. Jestem tu sama i znów pozwalam sobie na swobodny dryf myśli.





          W pierwszej ciąży nie chciałam nikogo blisko siebie. Do szału doprowadzały mnie ciągłe pytania "czy to już?", "jeszcze w całości?" czy, o zgrozo, najgorsze z najgorszych "jak twoja macica?". Wtedy byłam samodzielna, odważna i z pełnym wyobrażeniem tego co mnie czeka. Nie żałuję ani trochę mojego podejścia.



           Teraz jest odrobinę inaczej. Czuję się jak zwierzę stadne, jak kotna samica. Nie śmiej się ludu drogi, w takim jestem właśnie stanie i czasie, że szukam naturalności w sobie. W każdym razie, chcę być w stadzie, absolutnie tego potrzebuję. Chcę mieć swoje siostry obok i spod półprzymkniętych leniwie powiek obserwować tylko czy cioteczne matki dobrze opiekują się moim pierworodnym synem.




           Widzę się jako ciężarną lwicę wylegującą się w cieniu drzew, schowaną głęboko w zaroślach. Co rusz tylko daję znaki siostrom czy podoba mi się ich opieka nad moim lwiątkiem. Jedyne co mogę zrobić to zdać się na ich słowo, a w razie mojej niezgody warczeć. Bo wstać nie mam siły, kolejne lwiątko niebawem przyjdzie na świat. Więc zamykam oczy i pomrukuję do swojego wnętrza, do ciała mojego, do istoty, która już jest stworzona a jeszcze nie urodzona. Dysząc głośno mruczę i buczę do mojej lwiej córy.


            Czuję, że chcę widzieć moją samiczą gromadę, być blisko z nimi, ale nie zbyt blisko. Nie chcę kontaktu, wsparcia fizycznego, głaskania po grzbiecie i trącania nosami. Nie potrzebuję tego i najmniejszy dotyk doprowadza mnie do złej dzikości. Chcę być samotna w stadzie. Zaopiekowana, ale pozostawiona. Muszę mieć zupełną pewność, że mojemu pierwszemu kocięciu nie grozi niebezpieczeństwo i że mogę oddać się nurtowi porodu.



            Potrzebny  jest mi do tego mój wielki kot, mój Król Lew. Czuję, że to z nim zainicjujemy start w życie na lądzie kolejnego potomka. To będzie poprzez dotyk, słowo, spojrzenie - cokolwiek. Niech ta iskra zapłonie, wybuchnie, a później niech stoi przy mnie ten samiec, który będzie niczym w owym momencie.





        Nie będzie silny, nie będzie dziki. Będzie zaledwie obserwatorem i oczywistą pomocą w uśmierzeniu bólu. Poprzez swoją wiarę w moją moc doda mi sił. Zda się na mnie całkowicie. Uwierzy, że po raz drugi urodzę mu młode. Wiem, że jego pocałunki złagodzą "męki", ale to właśnie ja stanę na piedestale świata jako matka rodzicielka. To ja będę grać pierwsze tony tej melodii. "Oto proszę, dam radę, to ja, to moje ciało będzie działać. To fizyczność, ciężka praca, to pot i zmęczenie będą na mnie czekać. To radość, satysfakcja, to wielkie szczęście później. To "dobra robota"." i to właśnie ja będę w tym momencie najważniejszym dzieckiem Natury - będę jej rodzącą córką.





          A po wszystkim wyjdę na wzgórze, żeby zaryczeć z satysfakcją; "Powiłam zdrowe maleństwo!"



            




*Wszystkie zdjęcia są z Pinteresta





17 komentarzy:

  1. Pięknie Kochana! Ja tak sie zastanawiam nad tym porodem. Nie czuję strachu, ale wyzwanie. Mam nadzieję, że będzie podobnie jak poprzednio, że mój Lew znów stanie na wysokości zadania, będzie przy mnie, ale jak napisałaś, nie zbyt blisko... Zastanawiam sie, kiedy to nadejdzie i jak zniesie to Zośka - o nią martwię sie najbardziej. Chcę być sporo czasu w domu, jak ostatnio. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży. Tobie życzę siły i realizacji planu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to to! Ja na początku też najbardziej martwilam się o Antka, ale w końcu dotarło do mnie, że z tatą będzie bezpieczny, że w czasie Michała nieobecności będzie pod najlepszą opieką - mojej siostry i naprawdę nie mam się czym zawracać sobie głowy. Te "przemyślenia" to z pewnością hormony, które teraz każą skupić się na porodzie a nie tym co w domu. W głowie mam teraz spokój, do Ciebie tez na pewno przyjdzie!

      Usuń
    2. Oby oby! Z tym, że ja jeszcze walczę z myślami, z kim będzie Zosia w czasie porodu. Bo wiem, że z Tatą będzie jej najlepiej ;) Ale nie mamy bliskich na miejscu i rozważam jeszcze, gdzie spędzi ten czas :)

      Usuń
    3. No to życzę by sprawa się rychło rozwiązała i żebyście znaleźli wspaniałe wyjście dla siebie :*

      Usuń
  2. Ale z Ciebie lwica ;)
    Rozumiem Cie bo mialam tak samo przy pierwszym jeszcze nie poczetym malenstwie :) Po urodzeniu mimo zmeczenia i braku sil potrafilam siedziec w nocy nad maluszkiem i wpatrywac się jak jego nosek sie porusza, czuc jak skora pachnie i plakac ze szczęścia że po prostu juz jest ze mną, swoją mama i cala rodzina na reszcie w komplecie :)

    Az się wzruszylam :') Polusia się nie spieszy bo w srodku jej cieplutko ale na pewno niebawem ja zobaczysz i zaczniesz ubierać w te wszystkie slodkie sukieneczki ;)
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na wiadomości, z zachwytem ale i zdziwieniem czytam o Twoim oczekiwaniu, tak różnym od mojego - to zachwyca mnie najbardziej - jak różnie, a podobnie bywa w życiu. Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż niesamowite. prawda? Sama kiedyś nie wiedziałam, że w ten sposób będę myśleć o sobie, porodzie, o swojej rodzinie. Wykraczam poza swoje ramy i lubię myśleć i planować w tak... swobodny (?) sposób.
      Tobie Kasiu życzę aby było zupełnie tak jak Ty czujesz, tak jak chcesz i dokładnie w taki sposób byś czuła się absolutnie bezpieczna! I jeszcze żebyś pedicure miała świeży, a co! ;)
      :*

      Usuń
    2. Tak, pedicure to jest coś :P

      Usuń
  4. Zycze cudownego, latwego porodu! Jestes silna i dzielna:-) czekamy zatem na Malutka:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę o Was i zazdroszczę chwil, które teraz macie! :) Ucałuj Poleczkę!:*

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!