czwartek, 24 kwietnia 2014

12. i 13. miesiąc naszego dziecka





            Z powodów wielu nie było podsumowania Anteczkowego  12. miesiąca. Nic straconego, zaraz, ku pamięci, zapiszę jaki rezolutny jest nasz chłopiec. Niestety, zatarła nam się granica 12. i 13. miesiąca, zatem zapiszę stan obecny.



          W przeddzień Antkowych urodzin świętowałam ja. Cały czas chodziłam jak oszalała z radości, wzruszenia i miłości. Przeczytałam sobie opis narodzin syna, zamykałam oczy, słuchałam naszej muzyki KP i oglądałam albumy ze zdjęciami - z sesji ciążowej i pierwszy z małym Antuanem. Cały dzień byłam jakby nieprzytomna z tych emocji. Celebrowałam każde wspomnienie, łapałam każdy impuls biegnący po neuronach uruchomiony jakimś wspomnieniem - te pieluszki, ta koszulka, słowa męża, moja niechęć do nocy w szpitalu, pomalowane na czerwono paznokcie (ale sobie umyśliłam^^).




        W nocy płakałam z radości i wspomnień. Pamiętam jak gładziłam brzuch w szpitalnym łóżku mówiąc do Bobasa:
- Do zobaczenia synku.

         Rany, jaka ja byłam wtedy podniecona czekaniem na swoje dziecko. Nie pamiętam nawet jakie to uczucie: czy ciekawość jego wyglądu? czy chęć przytulenia? powąchania? czy chęć przeżycia tego cudu? Wiem jedno - co roku będę przeżywać to święto, celebrować chwilę jego urodzin i moich - moich jako matki. Będę wracać myślami i sercem do tej marcowej niedzieli i tego marcowego poniedziałku. Daj Boże kolejny taki cud! Znów się wzruszam!





          Ale nie o tym miało być. Miało być o moim malutkim synku, który kiedyś był jeszcze mniejszy, a teraz to już pełną parą jest chłopczykiem - już nie dzidziusiem.








          Oryginalna, jak żadna mama nie będę - nie wiem kiedy moje dziecko tak dorosło! Pomijam fakt, że "urosło", bo przyzwyczaiłam się do jego tempa wzrostu - z każdym miesiącem, tygodniem, dniem. Dość, że napiszę, że nosi ubranka dla 2-3 latków, buty w rozmiarze 22-23, sięga głową (nie brodą, noskiem po prostu) ponad stół, a czapkę mu kupiłam ostatnio na przedział wiekowy... 3-6 lat!





           Antek nas zadziwia po stokroć.


           Nie zacznie posiłku, jeśli nie ma widelca/łyżki - nawet, jeśli w zamiarze ma jedzenie ręką. Radzi sobie widelcem doskonale, pięknie trafia do buzi. Łyżką tylko lepkie pokarmy, które się przykleją, bo inaczej wszystko spada. Nożem klepie chleb naśladując smarowanie masłem.
           Je wszystko, nie smakują mu tylko niesolone ziemniaki, więc ich nawet nie rusza. Pije wodę, czasem dostanie mu się moja herbata - jeśli bardzo chce. Picie wyłącznie z normalnego kubeczka, szklanki czy prosto z butelki z zakrętką - systemu niekapka nie rozpracował, butelkę ze smoczkiem raz obdarzył zainteresowaniem - bo Miły Szu miał. Skończyło się na pogryzaniu smoczka, nic wody nie ubyło.
           KP, to wiadomo. Postanowiłam karmić tylko w domu, na spacery (jak już będziemy zupełnie zdrowi...) obowiązkowo osobne picie - co się tam będziemy cycusiać na placu zabaw jak możemy swobodnie na kanapie w domu.
           Z cukrem to wyszło tak, że pierwsze ciasto jakie dostał, to był jego tort urodzinowy zrobiony przez moją siostrę. Zasmakowało mu, ale następnego dnia, kiedy tort przeszedł słodkością - Antek chciał, dostał kawałek i... wypluł z miną obrażoną: "jak mogłaś mi to dać?". Obecnie mamy w kuchni kartonik z ciasteczkami z biocukrem jakiejś znanej firmy (Ąte dostał w prezencie)  - jak Ąte zobaczy pudełeczko, to chce jedno ciasteczko. Daję. Ale jak kartonik się skończy, to nie kupię kolejnego.
           A, przypomniało mi się. Jako przegryzkę, np. na spacerze, Ąte dostaje bułę z ziarnem - z Lidla, Kłosa czy ogólnie jakąś. Nie słodką. Czasem panie w sklepie patrzą na mnie z politowaniem, że "on na pewno tego nie zje", bo podobno dzieci nie lubią ziaren i wypluwają takie cuda. Otóż nie. Antoni klaszcze radośnie na widok buły z ziarnem.
          Za kocie chrupki już się nie łapie.



            Obowiązki domowe Antuan opanował do perfekcji. Są dwie opcje: albo ja bez ustanku chodzę i ścieram, wycieram, zamiatam i odkurzam i Ąte robi to na moje podobieństwo lub, opcja druga - mamy w domu taki patologiczny bałagan, że syn sam postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i sprząta ten rozgardiasz. Ukochał sobie odkurzacz (najlepiej wyłączony), ze szczotką uczył się chodzić, a mop traktuje jak trzecią rękę - na większości domowych zdjęć ten mop jest na drugim planie - ot, ulubiona zabawka.
           Antek doskonale wie gdzie jest kosz, wyrzuca doń wszystkie śmieci i nieśmieci, cóż z tego, że czasem wyrzuci papierek do kosza na brudną bieliznę... Toć kosz to kosz^^.
           Antuan zyskał miano starszego zamykatora domowego - chętnie zamyka lodówkę, szuflady, wszystkie drzwi, butelki i słoiki. I maselniczkę. I torbę. I muszlę WC. I laptop. Ach, i książeczki też. Ogólnie wszystko co da się zamknąć. Czasem bije sobie przy tym brawo.
           Pranie opanował do perfekcji - wkłada i wyjmuje wszystko z pralki. Mokre pranie, zanim je gdzieś rzuci, roztrzepuje jak ja. Brudne wkłada do bębna i dociska jeszcze samochodzikiem lub książeczką. A jak się mieszczą to je tam zostawia. Ja matka czujna jeszcze nie wyprałam dodatkowej rzeczy, ale muszę uważać. Czasem moje klapki znajduję w pustej pralce, ale gdybym je nosiła jak należy, to nie byłoby tematu.
          W ogóle roznosi rzeczy i zostawia gdzie bądź. Poproszony o podanie jakiegoś przedmiotu będącego w jego zasięgu chętnie go znajduje i nim się bawi. A potem zostawia gdzieś na dywanie. Czasem coś przyniesie, ale tylko podany do ręki przedmiot i na relacji mama-tata lub tata-mama.


          Antek doskonale się z nami porozumiewa. Rozczula mnie po stokroć (i czasem męczy), kiedy łapie mnie za rękę i prowadzi gdzieś, po coś. Np. żebym złożyła mu rury do odkurzacza albo podniosła go do zlewu, bo chce wrzucić tam brudny widelec, albo (wczoraj!) do łazienki, bo pieluchę trzeba zmienić. Albo na kanapę, bo czas się poprzytulać. Albo na dywan czytać książki, budować zwierzątka z klocków czy co tam innego. I wiele, wiele innych sytuacji. Na początku to było tak, że łapał mnie za stopę i musiałam skakać za nim, a na próbę zamiany stopy na dłoń wpadał w złość. Musiała być stopa. Teraz już wie, że może za rękę lub palec u niej mnie złapać. Za stopę się bierze kiedy chce żebym tą stopą coś zrobiła - np. pomachała Michałowi siedzącemu w toalecie przez dziurkę na kota. O mniej więcej tak:







          Chętnie się ubiera, wie, że czapka na głowę, skarpety i buty na stópki. Przy zakładaniu kurtki wystawia rączkę i potem szykuje drugą. Z rozpiętym kapciem przyjdzie i wyciągnie nóżkę na znak, że trzeba zapiąć.


          Podczas kąpieli sam próbuje myć rączki i brzuszek. Nie panikuje przy myciu głowy, ale nie przepada za tym. Czyszczenie uszu ok, ale zęby... Zęby mógłby myć przy każdej zmianie pieluchy - z przewijaka ma dobry widok na kubek ze szczoteczkami. Wie jak posługiwać się szczotką do włosów. Zwykle nie fisiuje przy zmianie pieluchy, ale czasem zdarza mu się fikać koziołki. Np. ostatnio próbuje zejść z przewijaka jak z łóżka czy kanapy - odwraca się na brzuszek i nogami szuka podłogi... Zawał murowany. Kąpiele lubi, zwłaszcza zabawę korek-odpływ. Po kąpieli, niezmiennie, no może z małymi wyjątkami, idziemy prosto do sypialni, przytulamy się, dostaje pierś i zasypia po jakimś czasie.


          Rano wita się z nami przytulasami, drapaniem po pleckach (ja jego lub on tatę... a gdzie w tym wszystkim moje plecy!?). Kiedy widzi, że my jeszcze nie myślimy o wstawaniu - podchodzi do parapetu i szuka psów i gołębi na dworze. Robi wtedy "off! off!" na widok psa i "grrrrr" na widok ptaków. A jak na parapet podejdzie też Tita to Antuan  mówi "kkkkkkkk" lub też "off! off!".


           Ogólnie mówi coraz więcej, opowiada po swojemu babci co robił, jak spał, co mama od niego chciała. Słyszymy piękne "mama", "baba" z akcentem na drugą sylabę oraz, moje ulubione, szeptane "tatej" kiedy Michał wraca do domu. "Tatej" to tatuś, Ąte wtedy szepcze słodko i biegnie machając kuperkiem na przywitanie z ojcem. Jest też zwykłe "tata", "da", "papa", "nie", "sysy", "tak", "ba", "ce", dzisiejsze "tu" i może jeszcze coś by się znalazło, ale to już typowo onomatopeje: "bruuuum", "bbbbb" i tego typu. A, i jeszcze czasem pyta "co to", ale bez wyraźnego zaakcentowania znaku zapytania. Ale za to pokazuje paluszkiem tę rzecz, o którą pyta.


           Przez chorobę jego, a potem moją, zarzuciłam trochę NHN: na noc pielucha, w dzień czasem uda się skorzystać z nocnika (po drzemce), ale na dwór nie wychodzimy, więc prawie całość nam się rozjechała, a szkoda. Obecnie używam wyłącznie kieszonek, bo jedną dostałam do testowania i sprawdziła się w 100%, więc dałam szansę pozostałym i oto proszę - nie muszę roztrzepywać tetry teraz! Mniej prania i więcej czasu dla nas.


           Jeszcze na koniec o ulubionych zabawkach/zabawach Antuana. Ogólnie - mogłabym pokusić się o ryzyko, że bez zabawek da się żyć. Ąte jest żywo zainteresowany "dorosłymi" rzeczami - wałkiem do ciasta, pojemnikami na żywność, klamerkami, gazetami, kluczami, butami, pralką, piekarnikiem i tak dalej. Wszystko traktuje na poważnie - smarowanie chleba i rozburzanie konstrukcji klocków. Zwykle zajmie się sam zabawą na jakiś czas, ale lubi towarzystwo rodziców - choćby sam fakt przebywania w jednym pomieszczeniu. Zdecydowanie bardziej lubi klocki i fajne książeczki niż niefajne książeczki i pluszaki. Lubi wchodzić do miski na pranie i jak pisałam wyżej - pracę z mopem. Bardzo lubi się huśtać. Dostał od babci Reni (mojej Muchy) na urodziny huśtawkę, czekamy na zawieszenie w pokoju.









I tak ogólnikowo:

           Antek śmieje się w głos, zwłaszcza kiedy my wybuchamy śmiechem. Tak wypycha ten śmiech z żołądka i cieszy się, że zrozumiał dowcip. A my znów się śmiejemy.
            Przytula się do nas poproszony i tak o, kiedy ma potrzebę.
           Czasem wpada w furię (tak, w furię, nie w zwykłą złość), kiedy nie potrafi nam czegoś przekazać. Uderza wtedy głową o podłogę, krzyczy, jest cały upocony. Przechodzi to za chwilę i Antek daje się przytulić. Zwykle jest wtedy już bardzo zmęczony i zostaje w naszych ramionach na dłużej.
           Chustonoszenie ever the best, nie muszę pisać.
           Raz zdarzyło się, że po drzemce sam wstał, zszedł z kanapy i przyszedł do mnie do kuchni. Byłam zszokowana!
           W samochodzie jest coraz lepiej, chociaż i tak zdarzają się ciężkie podróże.
           I jeszcze stan uzębienia... Na fb pisałam, że wyszły piątki. Nie, to jednak czwórki są. Teraz czekamy na dolne.
           A grzywkę trzy razy mu już podcinałam.



       Tak w skrócie, bo mogłabym pisać godzinami, a nie sposób na raz przypomnieć sobie wszystkiego czym zaskakuje nas nasz chłopczyk. Jedno jest pewne - każdy dzień przynosi coś nowego i za każdym razem puchniemy z dumy.





12 komentarzy:

  1. Ale ten czas leci, przyjemnie się czyta takie posty! Z Antka wszak robi się kawaler, niesamowite! Dużo zdrówka i radosnych chwil Wam życzę :xxx
    Ola M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dziękuję!
      I my Wam życzymy radosnych chwil:D I to jak najszybciej;) Codziennie myślę czy to już, ale nie bombarduję Cię pytaniami. Jakby co - czekam na wieści:*

      Usuń
  2. Przeczytałam jednym tchem, choć nie mam dzieci to tak ciekawie piszesz o rozwijaniu się Antka, że mogłabym jeszcze drugie tyle przeczytać ;)
    Blog będzie fajną pamiątką, żeby pokazać synkowi (i pewnie samemu także sobie przypomnieć) jakie miałaś wrażenia, jak przezywałaś wszystko i postrzegałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przeczytałaś, ZWŁASZCZA, że nie masz dzieci:*
      Blog jest przede wszystkim pamiątką dla mnie, nie wiem czy chciałabym, żeby Antuan czytał to. Wystarczy, że Michał zagląda:D

      Usuń
    2. Nie mówię, że pokażesz to Antkowi za 5 lat, ale może za 15/20 będziesz chciała, bo będziesz patrzeć na blog z dystansem. Jest tu na prawdę tyle ciekawych rzeczy, że gdyby moja mama pisała swego czasu pamiętnik na mój temat, pewnie chętnie bym do niego zerknęła :) zresztą masz jeszcze wiele lat zanim Antek będzie na tyle duży, żeby zastanawiać się czy powinien tu zajrzeć :)

      Usuń
    3. No właśnie myślę takim dużym Antku. A jeśli będzie miał pretensje do mnie, że go tak pieściłam, piałam na jego temat i w ogóle? Hihi, może będę dawkować odpowiednie posty, żeby go nie zawstydzać:D i może jego żonie pokażę? Teraz już sama nie wiem:D

      Usuń
  3. dzieje się, dzieje! miłość do psów i sprzątania ma podobnie jak mój M. :) Fajnie rośnie.. a te wzruszenia matczyne fajnie opisałaś.. dokładnie tak to właśnie jest. widziałam ostatnio wzruszający filmik z porodu domowego i niemal się poryczałam jak usłyszałam to malutkie stworzenie jak zaczęło się wydzierać tuż po urodzeniu. Przypomniały mi się moje malutkie stworzenia i ten pierwszy krzyk, który jest tak piękny przecież :))) ehh. nie będę sobie przypominać bo znów się wzruszę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przed porodem naoglądałam się tych filmików, że hoho! Ale wybierałam tylko te, które miały dobrą energię. I zawsze wyłam przed komputerem;)

      Usuń
  4. Przeczytałam i opisy porodów i w ogóle :)
    Bardzo mi się podoba jak o nim piszesz Antuan :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że zajrzałaś i tam! To były dla mnie piękne chwile!

      A Antuan? Nawet nie wiem skąd mi się to wzięło, myślałam, że sama wymyśliłam jako pierwsza na świecie, a jakieś 3 miesiące temu w filmie był Antuan! Jak żyć!?

      ;)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie ślad. Śmiało, komentuj!